piątek, 25 stycznia 2013

Naalowa galeria

Na przełomie starego i nowego roku miałam trochę wolnego czasu. Zbyt wiele, żeby przeznaczyć go tylko na leniwy odpoczynek z książką czy laptopem. Odpoczywałam sobie z igłą w ręku.

Mam słabość do robienia czapek :)

Na poniższych zdjęciach widać mój dorobek z kilku tygodni. Taka mini-galeryjka. Udało mi się stworzyć rzeczy uber-ultra-hiper historyczne, bo wełna nie dość że stuprocentowa, to jeszcze ręcznie przędziona. Niestety, nie przeze mnie (chociaż nie tracę nadziei, że kiedyś nauczę się produkować takie równe nitki). Część motków dostałam od znajomej (która z kolei odziedziczyła je po którejś szacownej przodkini), część zaś kupiłam po śmiesznej cenie na Allegro od pewnej pani, która najwyraźniej pozbywała się z koszyka z włóczkami wszystkiego jak leci.

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Z pamiętników młodego farbiarza - część 4: zimowy spacer

Witam wszystkich noworocznie. Jako, że przez pewien czas byłam pozbawiona Internetu w domu, nie miałam jak puszczać pisaniny w świat. Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło - bez zjadacza czasu mogłam się oddać szeroko pojętemu rzemiosłu :) Bawiłam się i farbowaniem, i naalbindingiem, a rezultaty tej dłubaniny prędzej czy później wylądują tutaj...

Co prawda zima nie jest najlepszym czasem dla miłośników farbowania naturalnego. Liście dawno opadły, rośliny zwiędły i wymarzły, owoce wyschły albo coś je zjadło. Pisząc krótko: przyroda zdechła.
Ale naszło mnie na farbowanie i nie chciałam czekać aż do wiosny. Polazłam zatem na spacer w pobliskie leśne ostępy, celem upolowania właściwych składników.
Uprzedzając fakty: coś znalazłam. Rezultaty farbowania cosiem widać na zdjęciu poniżej: 

Cała trójca: pośrodku oryginalna wełenka, po prawej farbowanie trzciną, po lewej: mech i niezidentyfikowana huba