czwartek, 19 września 2013

Kropla owczego piwa

W dzisiejszym odcinku znów okruch Albionu - tym razem małe odkrycie ze sklepowej półki. Mroczna czarna butelka na zdjęciu poniżej zawiera w sobie piwo w odmianie ale (całkiem niezłe). Nie o samo piwo jednak chodzi, a o jego nazwę.


Piwko nazywa się Riggwelter, jak widać na załączonym obrazku. Skąd się wzięło to miano o niezbyt angielskim brzmieniu, można się dowiedzieć z opisu na butelce lub na stronie producenta:

Riggwelter Ale takes its name from a local Yorkshire Dales farming term which has Old Norse roots; “rygg” meaning back, and “velte” meaning to overturn. A sheep is said to be rigged or “rigwelted”, when it has rolled onto its back and is unable to get back up without assistance.
Riggwelter Ale takes its name from a local Yorkshire Dales farming term which has Old Norse roots; “rygg” meaning back, and “velte” meaning to overturn. A sheep is said to be rigged or “rigwelted”, when it has rolled onto its back and is unable to get back up without assistance.

W dość luźnym tłumaczeniu:

Nazwa Riggwelter pochodzi od terminu używanego przez hodowców owiec z Yorkshire Dales; Termin ten ma swoje korzenie w języku staronordyckim: słowo "rygg" oznacza "grzbiet", a "velte" - "przewracać". Powiada się, że owca jest "rigged" albo "riggwelted", kiedy przeturlała się ona na plecy, i nie jest w stanie wstać bez pomocy.

Ot, interesująca ciekawostka, a przy okazji drobny dowód demonstrujący siłę wpływu języka staronordyckiego na kształtowanie się mowy współczesnych Anglików.

piątek, 6 września 2013

Wełniane pamiętniki

Tak jak zapowiadałam poprzednio, na jednym poście temat emigracji się nie skończy :) Tym razem trochę o tym, jak sobie w Albionie radzę z przędzeniem, farbowaniem i resztą wełnianej zabawy.

Kiedy wyjeżdżałam na emigrację, wśród innych wielce potrzebnych rzeczy, zabrałam ze sobą jakieś 150 gramów czesanki z polskiej owcy. Oraz wrzeciono. Wieczorami, po skończonej pracy, siadałam sobie z tym osprzętem na schodkach przed moją siedzibą, wzbudzając wśród współemigrantów niejaką konsternację oraz cały wachlarz emocji, od zdziwienia i niechęci po dziecięcy zachwyt. Po kilku tygodniach minipokaz przędzenia wraz z odpowiedziami na najczęściej zadawane pytania miałam opanowany doskonale (tak, z tej chmurki naprawdę powstaje nitka, nie, to się samo nie nawija, tak, mogę sobie odczepić nitkę od chmurki i przyczepić z powrotem, kiedy chcę).

Po tym, jak uprzędłam sobie pierwszą partię wełny, podniosłam sobie trochę poziom trudności i postanowiłam skręcić pierwszą w życiu podwójną nitkę.